niedziela, 2 marca 2008








Kiedy staramy się realizować nasze marzenia zwłaszcza te materialne rzeczywiste, często okazuje się,że właściwie to nie na tym nam zależało. Marzymy o szalonym galopie na koniu po mortskiej plaży a najszczęśliwsi byliśmy snując się gdzieś po wydmach o wschodzie słońca. Biegniemy do sklepu po szałowy ciuch a wychodzimy uszczęśliwieni przypadkowym spotkaniem z dawno niewidzianym przyjacielem.
W poniedziałkowy poranek pędzę do biura imigracyjnego aby załatwić przedłużenie wizy. Kiedy przekraczałem granicę urzędnik złosliwie ostemplował mi wizę na dwa tygodniezamiast na miesiąc, nie chciałem zapłacić 1 $ łapówki tak jak wszyscy pozostali Wietnamczycy. Teraz usmiecham sie do wszystkich oficerów: Sabaadji!! opowiadam,z ejadę rowerem i udaje się ! Dostaję bezpłatne przedłużenie, wręcz pytająmnie na jaki okres potrzebuję, ciekaw jestem czy dali by np na trzy miesiące? :)Zostawiam paszport, udaje mi sie wyprosić, żeby był gotowy do odbioru o 11.00 a nie o 14.00, zjadam pho , które w Laosie podawane jest w większych miskach niż w Wietnamie i jadę szukać nowej opony, a właściwie to zadaje pytanie na migi pokazując dziurawą oponę i okazuje się, że sklep jest po drugiej stronie skrzyżowania. Sympatyczny sprzedawca prezentuje mi opone moich marzeń: wspaniały semislick Kendy. Dla niewtajemniczonych opona gładka na obwodzie a więc z niskim oporem toczenia i "ząbkami" po bokach które łapią asfalt kiedy rower skręca. 12 $ za sztukę ale rujnuję się i zmieniam obie: pękniętą chińska (jeszcze kilka dni i była by prawie w domu) i rosyjska , obie kupione na Ukrainie. :)W oczekiwaniu na paszport zagladam do Morning Market, czy wiesz ,że Chińczycy robią teloefony za 100 $ z ekranem dotykowym(mozesz rysikiem pisać sms-y) odbiornikiem TV i dośrodka możesz włożyc dwie karty sim i korzystać z dwu sieci jednocześnie?
Opuszczam Vientiane jako milioner, wymieniłem reszte dolarów i w saszetce mam opasły zwój miliona kipów, z buteleczką whisky a nowe opony daja mi niesamowitą przyjemność z jazdy...Wieczorem wjeżdzam w porośnięte lasem laotańskie góry i czuje się jakbym znalazł w raju, niesamowite odgłosy dobiegające z tropikalnego lasu, przycupniete przy drodze wioski pachnące powietrze.Zjeżdzam z drogi aby znależć pustą "chatkę" do zanocowania, w półmroku mija mnie mężczyzna z prymitywnym przewiązanym sznurkiem karabinem na boku.
Najważniejsze jest aby dążyć do spełnioenia naszych marzeń, to że po drodze okazuje się ,ze są one inne niż mysleliśmy nie ma najmniejszego znaczenia. Ważne jest ,ze sie odważylismy nie tylko marzyć ale działać.


Brak komentarzy: