piątek, 7 marca 2008











Liżę rany w Luang Prabang. Zastanawiam sie czy nie popłynąć w górę Mekongu łodzią i w ten sposób w jeden dzień przebyć trasę która rowerem jadąc ogromnym zygzakiem poprzez góry mam szansę pokonać w 8-9 dni.Jestem już prawie zdecydowany kiedy dostrzegam w przypadkowym sklepie w miarę przyzwoity namiot, który znacznie zwiększa moje szanse na "przetrwanie" w górach. Wieczorem czuję się już na tyle dobrze, że podejmuje decyzje : nie dam się , jadę w góry na północ!! Kupuje namiot i zamiast odpoczywać kolejny dzień jak wcześniej planowałem znowu wsiadam na rower.
Jeżeli chcesz komuś podarować naprawdę oryginalny prezent zabierz go do Luang Prabang. Jest tutaj lotnisko więc poprzez Bangkok dotrzesz tutaj z Polski w kilkanaście godzin. W podarunku dajesz starożytne zagubione królestwo, magie starych światyń buddyjskich (watów), mnichów na ulicach oryginalny smak potrawi całkowicie inny rytm życia miasta które rozłożyło sie nad Mekongiem ale kiedys pozostawało w izolacji i dosłownie było za 7 górami, za siedmioma lasami. Obdarowany na pewno będzie urzeczonyegzotyka tego miejsca. A ja? Cóż.. W tym roku zjadłem więcej ryżu (a dopiero początek marca!!) niż w całym swoim życiu, skóra mi ciemnieje a oczy robia sie skośne. To co kiedyś sciągało moja uwagę teraz staje sie norma; gekon siedzący na ścianie tuż nad moją głową, ćma wielkości bociana, domy zbudowane z liści palmy, nagie dzieci na ulicy, tarasy poletek ryżowych. Jestem przesiąkniety Azją i zdaję sobie z tego sprawę....
Jak pięknie wyglądaja stąd wierzby siedzące nad polska wiejską drogą :)
,

1 komentarz:

Grzegorz pisze...

Luang Prabang powiadasz? Hmmm. Azja.