sobota, 8 marca 2008







Na nowo rozpoczynam wędrówkę pod górę, droga wspina się niekończąca się serpentyną, a ją zadaje sobie pytanie dlaczego ty głupcze nie położysz sie na złocistej plaży pod palma z jakąś miła Tajką, tylko marzniesz tutaj nocą w przepoconych ciuchach, a później cały dzień wdrapujesz się na te góry?Nieoczekiwanie zza kolejnego zakrętu wyłania się słoń. Dostojnie kroczy a poganiacz usadowiony pomiędzy uszami śpiewnie do niego przemawia. Właściwie dlaczego słoń jest posłuszny człowiekowi i godzi się dla niego pracować? Musi istnieć szczególna więź pomiędzy nimi. Może lubi słuchać które opowiada mu człowiek?


Jest poranek , siedzę w namiocie rozłożonym na kawałku "płaskiej" powierzchni na skraju drogi, obok przejechał kolejny śpiewający motocyklista. I już za chwilę mam gości: dwie Laotanki idące w maczetami do pracy w lesie dostrzegły mój namiot. Wkładają głowy do środka, grzebią w moich rzeczach, jedna z nich odwija z liści wielki bochen (co to za określenie tęskniącego !) kleistego ryżu i częstującym gestem podsuwa mi pod nos.




Brak komentarzy: