niedziela, 27 stycznia 2008








Ostatnio były momenty,że krajobraz Tajlandii po lekkim przymrużeniu oczu przypominał polską wieś, podczas sierpniowego pochmurnego dnia. Asfaltowa droga, kolejne miejscowości, małe zagajniki, w zupce obiadowej pływa kurza łapka... Nudy.. ;)


W końcu przekraczam granicę z Kambodżą i ....

Cóż, nie spodziewałem się jakiejś różnicy; co innego kapitalistyczna Tajlandia a co innego komunistyczna Kambodża. Widziałem Litwę, Ukrainę, Rumunię wiem jak stymulująco na rozwój kraju wpływa komunizm. Komunizm który w Kambodży sięgnął utopii. Czerwoni Khmerzy z Pol Potem na czele wymordowali 1/4 narodu i to nie tak dawno( mniej więcej wtedy kiedy dostałem swój pierwszy tornister). Nie miał szans ktoś kto mówił w obcym języku, ten który nosił okulary, był mnichem, nauczycielem mieszkał w mieście(generalnie ludność miała mieszkać w obozach pracy na wsi).

Przekraczam granicę z Kambodżą i czuję się jakbym był w wehikule czasu, te kilkaset metrów w przód cofnęło mnie kilkadziesiąt, może sto lat wstecz.

Po pierwsze nie ma drogi!!!Dech mi zaparło!!! Droga w pojęciu wyśrodkowanego europejczyka(za takiego się uważam) znikła !! Jeszcze przed chwilą była dwupasmowa z szerokim poboczem dla skuterów, a teraz jest rownież szeroko ale widzę tylko muldy ubitej gliny z kamieniami. W miarę pokonywania kolejnych kilometrów pokrywam się coraz grubszą warstwą kurzu, bo gdyby ta droga była inna i tak nie było by jej widać, ponieważ każde auto i ciężarówka wznieca ogromne obłoki kurzu. Jest surrealistycznie, jest pięknie!!
Wszystkie dzieci z każdej byle jak skleconej chatki krzyczą do mnie "heloł" Wszystkie!! Nie uwierzysz ale wszystkie mają przepiękne uśmiechy i machają rękami z całych sił dopóki im nie odpowiem. Każde z nich jest ubrudzone do granic możliwości jakie daje dziecięca wyobraźnia. Nie można już się pobrudzić bardziej. Te najmniejsze biegają nagusieńko. Po prostu raj ... :)
Kilka usmiechów które dostałem od rezolutnych dziewczynek wprowadziło by Humberta w całkowity błogostan.
Zaczynam sie obawiać czy rower wytrzyma, zwalniam nie dlatego, że brak mi sił lecz czuje jak mój dzielny rumak aż rzęzi od tego po czym jadę, kamienie ,żwir, muldy. Licze na to ,że nawierzchnia sie jednak poprawi.
Wieczorem w przydrożnym zajeździę w Sisophon płonę z radości, kiedy właściciel słysząc moją decyzje o pozostaniu pokazuje mi beczke z wodą, a później skrapia jakimś dozor-perfumem brązowo żółte prześcieradło, które niejednego już gościło a wesoły blady gekon przyczepiony do ściany podśpiewuje "Holiday in Cambodia" http://youtube.com/watch?v=Ds_TRSoQkJ0

Brak komentarzy: