niedziela, 27 stycznia 2008









Pokonuję, kolejny odcinek bezdroży zwany o dziwo drogą krajowa nr 6. Bardzo szybko pokrywam sie gruba warstwą kurzu. Namierzam się giepesikiem i w ten sposób stwierdzam, że do Siem Reap mam około 100 km. Wątpie czy uda misie pokonać ten dystans jadą po takiej nawierzchni. Nadzieje wlewa we mnie napotkany wedrowny rowerzysta, twierdzi ,że 20 km przed Siem Reap pojawia się kiepski bo kiepski ale asfalt!! Rozmawiamy przez chwilę wymieniając sie wiadomościami dotyczacymi trasy , noclegów cen. Dowiaduje sie , że jest Niemcem ,dwa lata temu rozpoczął wyprawę w Szwajcarii i tak się rozpędził ,że ma już na liczniku 22 000 km (sic). Ostatnio jechał przez Chiny i Laos. Tak ....... :)

Ruszam dalej w pełnym skupieniu obserwując to co pod kołami, wykonując tysiące zygzaków, raz poboczem, raz środkiem, raz na lewą stronę.

Przypomina mi sie scena z dzisiejszego poranka.Młody mnich obchodzi kolejne domy z proszalną modlitwą zbierając datki i jedzenie. Co wyraża ten jaskrawy kolor jego ubioru?

Mijam kolejne roześmiane dzięci odmawiając mantrę kolejnych kilometrów za pomoca mojego różańco-licznika modląc sie o asfalt. I w końcu jest!!Próbuje usiąść na ogonie ciężarówce która jedzie jakieś 30km/h,ale prawie natychmiast z taką właśnie prędkością wpadam w ogromną dziurę i łamie koło... Uff!! Prawie... Uderzenie było tak potężne ,że serce podeszło mi do gardła, ale po szybkim obejrzeniu koła i opony wydaje się, że jeszcze nie tym razem! Nie tym razem..

Słońce zachodzi , a ja robię kilkanaście kolejnych kilometrów , asfalt stał się dziewiczo niezdeflorowany żadnymi dziurami, łapię więc kolejna ciężarówkę i ustawiam się konwoju. Jedziemy 35 km/h , ciężarówka , ja i kolejna ciężarówka . Bezpiecznie jak u mamy. :) Troche trzęsie ale teraz nie ma już wątpliwości, że dotrę dziś na miejsce.

Z taką własnie prędkością wjeżdzam z powrotem w 21 wiek, asfalt cudownie sie wygładza , a po obu stronach drogi wykwitaja rzęsiście oświetlone ,wykwintne , rozłożyste hotele.

Kiedy zaglądam w lustro w łazience taniego gesthousu nie poznaje własnej twarzy oblepionej kurzem przyklejonym moim własnym potem. Zmywam z siebie dużą część National Highway nr 6 i idę poszukać czegoś do jedzenia. Jako ,że umyty jestem łatwo identyfikowalnym białym turystą i dostaje szereg propozycji: trawka 10 $ za torbę, girl "bum bum" 35 $. Czy khmerscy królowie budując Angkor Wat i wszystkie sąsiednie świątynie wiedzieli jaka to długofalowa inwestycja?








Ostatnio były momenty,że krajobraz Tajlandii po lekkim przymrużeniu oczu przypominał polską wieś, podczas sierpniowego pochmurnego dnia. Asfaltowa droga, kolejne miejscowości, małe zagajniki, w zupce obiadowej pływa kurza łapka... Nudy.. ;)


W końcu przekraczam granicę z Kambodżą i ....

Cóż, nie spodziewałem się jakiejś różnicy; co innego kapitalistyczna Tajlandia a co innego komunistyczna Kambodża. Widziałem Litwę, Ukrainę, Rumunię wiem jak stymulująco na rozwój kraju wpływa komunizm. Komunizm który w Kambodży sięgnął utopii. Czerwoni Khmerzy z Pol Potem na czele wymordowali 1/4 narodu i to nie tak dawno( mniej więcej wtedy kiedy dostałem swój pierwszy tornister). Nie miał szans ktoś kto mówił w obcym języku, ten który nosił okulary, był mnichem, nauczycielem mieszkał w mieście(generalnie ludność miała mieszkać w obozach pracy na wsi).

Przekraczam granicę z Kambodżą i czuję się jakbym był w wehikule czasu, te kilkaset metrów w przód cofnęło mnie kilkadziesiąt, może sto lat wstecz.

Po pierwsze nie ma drogi!!!Dech mi zaparło!!! Droga w pojęciu wyśrodkowanego europejczyka(za takiego się uważam) znikła !! Jeszcze przed chwilą była dwupasmowa z szerokim poboczem dla skuterów, a teraz jest rownież szeroko ale widzę tylko muldy ubitej gliny z kamieniami. W miarę pokonywania kolejnych kilometrów pokrywam się coraz grubszą warstwą kurzu, bo gdyby ta droga była inna i tak nie było by jej widać, ponieważ każde auto i ciężarówka wznieca ogromne obłoki kurzu. Jest surrealistycznie, jest pięknie!!
Wszystkie dzieci z każdej byle jak skleconej chatki krzyczą do mnie "heloł" Wszystkie!! Nie uwierzysz ale wszystkie mają przepiękne uśmiechy i machają rękami z całych sił dopóki im nie odpowiem. Każde z nich jest ubrudzone do granic możliwości jakie daje dziecięca wyobraźnia. Nie można już się pobrudzić bardziej. Te najmniejsze biegają nagusieńko. Po prostu raj ... :)
Kilka usmiechów które dostałem od rezolutnych dziewczynek wprowadziło by Humberta w całkowity błogostan.
Zaczynam sie obawiać czy rower wytrzyma, zwalniam nie dlatego, że brak mi sił lecz czuje jak mój dzielny rumak aż rzęzi od tego po czym jadę, kamienie ,żwir, muldy. Licze na to ,że nawierzchnia sie jednak poprawi.
Wieczorem w przydrożnym zajeździę w Sisophon płonę z radości, kiedy właściciel słysząc moją decyzje o pozostaniu pokazuje mi beczke z wodą, a później skrapia jakimś dozor-perfumem brązowo żółte prześcieradło, które niejednego już gościło a wesoły blady gekon przyczepiony do ściany podśpiewuje "Holiday in Cambodia" http://youtube.com/watch?v=Ds_TRSoQkJ0

środa, 23 stycznia 2008







Ko Chang..... Druga co do wielkości wyspa Tajlandii , obsypana kilkoma malutkimi wysepkami, kiedyś pewnie raj na ziemi a teraz plaże oblepione są małolatami ze Szwecji. No i cóż, że ze Szwecji ?... zapytasz :)
Czy życie na plaży musi przypominać dyskotekę?
Ok, tak naprawdę to osiągnałem stan nirwany spijając bananowe drinki z rumem w chilloutowej knajpce na patykach wbitych w morska plażę :)
Fajnie mieć takie miejsce osiągalne w 15 minut jazdy skuterkiem od domu.


Przyjrzyj się tej pełni księżyca : full moon palm trees :)




Są takie momenty podczas podróży, że trzeba się zatrzymać. Więc wyobraź sobie, że zatrzymuję się na skrzyżowaniu w Chantaburi po to, żeby sprawdzić na giepesiku (GPS) co dalej. Tak.... Co dalej?... Ponieważ w tej podróży nie ma żadnego planu więc codziennie podejmuję wiele takich "decyzji": zatrzymuję się po wodę teraz czy za kolejne 10 km?Skręcam w lewo, czy jadę prosto? czy ten owoc jest jadalny czy lepiej go nie ruszać? czy przez tę rzekę uda mi się przeprawić jakąś łódką czy muszę zawrócić...?

Wacham się więc na tym skrzyżowaniu, a tu znienacka zagaduje do mnie jakiś elegancki pan. Po zwyczajowym "łer ar ju from" pada nieoczekiwane pytanie do jakiego "club of people" się zaliczam, po uszczegółowieniu pytania okazuję się ,że prawidłową odpowiedzią jest ,że jestem slowianinem :) ...
Na koniec przemiłej rozmowy otrzymałem " The 3 Instruction of Our Lord Buddha"...
Czy wiesz ,że buddyzm to ateistyczna religia? Nie ma w niej pojęcia wszechmocnego boga, księży , dnia świętego w tygodniu itd...Ta religia zainteresowana jest człowiekiem i pokazuje Ci jaką droge możesz wybrać w życiu.
Pan Peera Samajjito pomógł mi jeszcze w zakupie moskitiery : pokazał sklep i posłużył jako tłumacz.
Do tej pory rujnowałwem sie na gesthousy : 20 zł za noc!! Teraz mam nadzieję na wiekszą wolność, nie będę musiał kończyć dnia w jakis mieście , po prostu tak jak zawsze wjeżdzam w boczna drogę a póżniej 100 metrów w krzaki.... Liczę na to ,że żadna kobra królewska nie zamierza sie po mnie ślizgać ......

niedziela, 20 stycznia 2008






Alex z którym wynajęliśmy wspólnie hotel w Bankgoku, lekko sie usmiechał kiedy słyszał o moich planach przemieszczania sie rowerem, on po prostu wynajął "motobike'a" i dotarł autostradą na miejsce w parę godzin. Więc proszę Cię nie męcz się pedałując cały dzień a na koniec okazuje się, że zrobiłeś tylko 100 kilometrów... Dlaczego ja to robię? Dla niej... :) Jaka ona jest? Całkiem nieźle wygląda ocieniona bambusami, .... Jak myślisz JJ? :)
A kiedy ma grzywę z palm?

sobota, 19 stycznia 2008


Coś mnie podkusiło i zamiast skręcić w lewo pojechałem prosto i znalazłem się w Pattaya. Widziałem dziesiątki takich miejsc to wyróżnia się tylko tym że wszędzie są go-go bary i każda młoda (i naprawde ładna) Tajka napotkana w tym miejscu pójdzie z Tobą do Twojego hotelu


Gdy podróżujesz rowerem bardzo rzadko sie zdarza ,ze masz okazję coś wyprzedzić, zdarzało mi sie minąć wóz z koniem, traktor,a w Turcji łapałem sie ciężarówki która bardzo wolno wtaczała sie pod górę po to by ją wyprzedzić kiedy zaczynał sie zjazd w dół a ciężarówka z powodu ostrych zakretów paliła hamulce jadac bardzo wolno. Przyzwyczaiłem się do tego ,że zawsze to mnie coś wyprzedza..
Wyobraź sobie jak ma się czuć rowerzysta który pedałując z całych sił zostaje wyprzedzony przez kuchnię!!
Pani wyprzedziła mnie jadąc kuchnią!!
To co widzisz na zdjęciu to taka zmotoryzowana kuchnia podczas postoju.
A jak to jest w życiu? To co kiedyś z łatwością zostawialiśmy w tyle, okazuje się że teraz pozostawia nas w tyle... Czy Ty przeskoczysz siedem stopni w dół?........

czwartek, 17 stycznia 2008


OK... :)
Bangkok.. Oglądam to miasto głównie nocą bo coś mi nie pozwala zasnąc do piatej rano...:)
Ogólnie jest Bang!!! Czyli jeśli ostre jedzenie to takie po jakim ledwie łapiesz oddech, jeśli ulica to nie tylko trzypasmowa ale trzypoziomowa, dziewczyna w barze to missAsia a na zwykłej ulicy ludzie zamiast pieska wyprowadzają słonika... Fajnie?
Otóż niekoniecznie bo tuz obok drapaczy chmur stoja slamsy. ludzie chodzą w maseczkach bo powietrze drapie w gardło spalinami dziesiatki tysiecy turystów jest nagabywane przez kierowców tuk-tuków.

Zmieniłem zużyte ( jeszcze w Rumuni) części w rowerze i jutro w końcu rozpoczynam podróż rowerem. Kieruje sie w strone miasta Trat i z tamtąd na wyspe Ko Chang.

wtorek, 8 stycznia 2008

Wiza laotańska.

Posted by Picasa
Mam takie cztery różne i wielką nadzieję ,że wszystkie wykorzystam.
Posted by Picasa